Wakacje w Tajlandii zaczęły się w pochmurny, listopadowy poniedziałek wylotem do Dubaju, gdzie miałyśmy z przyjaciółką kilkanaście godzin przerwy na poznanie miasta przed wyruszeniem w dalszą drogę. Była to nasza pierwsza podróż do Azji, podczas której został pobity mój rekord pakowania – dwutygodniowy wyjazd i niecałe 9 kg bagażu 🙂

 

BANGKOK

Bangkok o północy przywitał nas 28 stopniami i wysoką wilgotnością. Pamiętacie odcinek „Przyjaciół”, w którym Monika miała problem z włosami podczas wakacji na Hawajach – istne afro na głowie? Moje włosy również potrzebowały kilku dni na przyzwyczajenie do nowych warunków ?

 

 

Każde miejsce jest inne, a tutaj już na wstępie miałyśmy zderzenie z rzeczywistością kraju rozwijającego się. W Dubaju na 124 piętro Burj Khalifa wjeżdżało się w minutę, a w hotelu w Bangkoku na piąte piętro winda jechała chyba z trzy minuty 🙂 Dlatego też następnego dnia zdecydowałyśmy się skorzystać ze schodów. W końcu sport to zdrowie ?

 

widok od strony rzeki na Wat Arun Świątynię Świtu

 

Plan pobytu w Tajlandii był ułożony w taki sposób, aby jak najwięcej rzeczy udało się nam zobaczyć w stosunkowo krótkim czasie. Pierwszego dnia zostawiłyśmy więc plecaki w przechowalni bagażu na dworcu, skąd po południu miałyśmy wyruszyć pociągiem do Ayutthaya, a same ruszyłyśmy na pierwsze zwiedzanie Bangkoku pieszo.

 

 

WAT TRAIMIT, czyli świątynia Złotego Buddy

 

 

Świątynia Złotego Buddy znajduje się w chińskiej dzielnicy Bangkoku, w pobliżu dworca kolejowego Hua Lampong. Znajduje się w niej największy na świecie posąg Buddy wykonany ze złota, mający 3 metry wysokości i ważący 5,5 tony.

 

świątynia Złotego Buddy, Wat Traimit, Tajlandia

 

 

WAT SUTHAT THEP WARARAM

 

 

Jedna z najstarszych i najważniejszych świątyń mieści się niedaleko Wielkiej Huśtawki w chińskiej dzielnicy. Znajdują się tutaj prochy króla Ramy VIII. Cały obiekt zachwyca niebanalną architekturą, malowidłami ściennymi oraz chińskimi pagodami.

 

 

PORUSZANIE SIĘ PO TAJLANDII

 

 

Przemieszczanie się po Tajlandii stanowi pewnego rodzaju wyzwanie. Na pewno niesamowite wrażenie robi przejażdżka tuk-tukiem, ale w miastach, w tym w  Bangkoku, najmniej podobały mi się dwie rzeczy.

Przejście na drugą stronę ulicy za każdym razem stanowiło nie lada wyzwanie z uwagi na brak pasów. Jeśli już były, to absolutnie nikt nie zwracał na nie uwagi. Chyba nie muszę dodawać, że świateł dla pieszych często również brakowało. Najłatwiejszym wyjściem z sytuacji było albo obserwowanie lokalsów i pójście z tłumem, albo świateł dla samochodów, zmówienie modlitwy i wejście na jezdnię ?

Druga kwestia to notoryczne wykłócanie się o cenę przewozu. Szczególnie jeśli chodzi o taksówki. Niby ma licznik, ale od razu ustala z tobą cenę 2x wyższą, bo przecież jesteś turystą i się nie znasz. Taksówkarze to też ludzie, więc gdy się mówiło o „biednych studentkach z Polski”, pomagali znaleźć kolegę taksówkarza, który wiózł w normalnej cenie licznikowej. Wymagało to dużo sprytu, cierpliwości i wprawy.

Podobna sytuacja, jeśli chodzi o przejazd na lotnisko czy dworzec autobusowy. Jeśli wiedziało się, że istnieje bezpośredni autobus, to przejazd do Pattaya wychodził znacznie taniej niż np. taxi czy pociągiem. W Bangkoku można natomiast złapać busik, który zawiozie nas bezpośrednio na terminal. W ten sposób można zaoszczędzić sporo kasy ?

 

AYUTTHAYA

We wtorek po południu złapałyśmy pociąg do Ayutthaya, dawnej siedziby królewskiej, gdzie obecnie można podziwiać ruiny kompleksów świątyń. Najważniejsze z nich to:

  • Wat Phra Si Sanphet,
  • Wat Mahathat,
  • Wat Ratchaburana,
  • Wat Lokayasutharam,
  • Wat Yai Chai Mongkol.

Bagaże zostawiłyśmy w przechowalni na dworcu, wypożyczyłyśmy rowery i ruszyłyśmy w drogę, wybierając co ciekawsze atrakcje z uwagi na napięty harmonogram.

 

 

Nie wzięłyśmy pod uwagę faktu, że nasze rowery lata świetności miały zdecydowanie za sobą, były strasznie ciężkie, o przerzutkach można było pomarzyć, nie wspominając o regulowanym siodełku. Jechałam na bardzo niskim rowerze jak na mnie, ale widoki warte były tych małych niedogodności ?

 

kamienne wieże świątynne w Ayutthaya

 

KOMPLEKS WAT MAHA THAT

 

świątynia Wat Mahathat w Tajlandii

 

Buddyjska świątynia znajdująca się w centralnej części dawnej Ayutthaya przez wieki była stale rozbudowywana. Obecnie można zwiedzać ruiny, w których znajduje się najbardziej charakterystyczny znak tego miejsca — głowa Buddy uwięziona w drzewie.

 

głowa Buddy z Wat Mahathat

 

 

KOMPLEKT WAT PHRA SI SANPHET

 

świątynia Wat Phra Si Sanphet, Tajlandia

 

Jedna z najsłynniejszych świątyń pałacu królewskiego dawnej stolicy Tajlandii, którą była Ayutthaya, aż do jej zniszczenia w 1767 roku przez Birmańczyków. Była to w tamtych czasach największa i najpiękniejsza świątynia stolicy, na wzór której powstał Wat Phra Kaew w Bangkoku.

 

 

 

POWRÓT NA DWORZEC

W mrożący krew w żyłach sposób odkryłyśmy, dlaczego wszystkie atrakcje powinny kończyć się bliżej 18:00. Okazało się, że zmierzch zapada bardzo szybko, o 19:00 panowały już egipskie ciemności. A my na wypożyczonych jednośladach próbujemy przedostać się na drugą stronę miasta… Dróg rowerowych brak (przynajmniej w europejskim rozumieniu), po wjechaniu w dziurę, spadł mi łańcuch, przednie oświetlenie działało tylko w rowerze Karoliny (całe szczęście brat zaopatrzył mnie w czołówkę, więc było zabezpieczenie ?)…

Na szczęście udało nam się przejechać na drugi brzeg, korzystając z „tajskiej ścieżki rowerowej”, czyli pasa biegnącego środkiem mostu przeznaczonego głównie dla rowerów i skuterów, po prawej i lewej stronie mając gnające szybko samochody i ciężarówki. Po prostu niesamowite i niezapomniane przeżycie, a to dopiero był początek tajskiej przygody ?

 

 

Miałyśmy jeszcze trochę czasu do planowego odjazdu pociągu, więc poszłyśmy coś zjeść w lokalnej restauracji i jedzonko było naprawdę pyszne. Następnie szybki prysznic na dworcu – nie pytajcie o warunki, ale warto było zmyć z siebie brud i pot całego dnia. Okazuje się, że nie tylko w Polsce pociągi jeżdżą, jak chcą, więc czekałyśmy na nasz nocy pociąg godzinę. Gdy w końcu zatrzymał się na stacji, mile nas zaskoczył. Był czyściutki i wygodny, więc padłyśmy w objęcia Morfeusza w mgnieniu oka 🙂

A pociąg wiózł nas ku Chiang Mai na północy…

 

 

 

zdjęcia: archiwum własne

Zapraszam do zobaczenia galerii zdjęć na moim Instagramie.

 

Zobacz także:

Tajlandia – Chiang Mai i ciekawe atrakcje

Bahamy – w raju też pada

Nepal – wiosenny trekking masywem Annapurny cz.1

Pokhara – miasto nad jeziorem Phewa Tal

Dubaj – perła Bliskiego Wschodu